Przeprawa – Cormac McCarthy

nowe tytu³y_okladki pw.cdrNo i co z tego, że „Przeprawa” mocno przypomina „Rącze konie”? Obie powieści, wchodzące przecież w skład Trylogii Pogranicza, są na pierwszy rzut oka bliźniaczo podobne, a ktoś złośliwy mógłby nawet powiedzieć, że nie dostrzega między nimi większej różnicy. I rzeczywiście – gdyby spojrzeć na obie powieści powierzchownie, to „Przeprawa” serwuje nam klasyczną powtórkę z rozrywki – znów młodociani bohaterowie, zbliżony czas akcji umiejscowiony w okolicach II Wojny Światowej, wyprawa do Meksyku, utracone konie, które potem wypadałoby spróbować odzyskać, znowu te same menu (niezniszczalna tortilla z fasolą), a przede wszystkim znów trzeba dojrzewać szybciej, niż ludzka natura pozwala – doskonale znamy te motywy z „Rączych koni”. I powtórzę – ktoś złośliwy mógłby lekceważąco prychnąć, wykonać nieokreślony gest dłonią i zacząć narzekać na odtwórczość, ale mam jeden argument przemawiający za tym, by jednak po tę książkę sięgnąć. Uwaga: „Przeprawa” jest lepsza. Najzwyczajniej w świecie lepsza i stanowiąca naturalny krok naprzód w rozwoju trylogii. Jest bardziej urzekająca, bardziej wstrząsająca, bardziej zapadająca w pamięć.

To nieco krzywdzące dla innych książek, bo wracałem pamięcią do „Przeprawy” jeszcze kilka tygodni po lekturze, kiedy to powinienem skupić się już na kolejnej powieści, którą akurat molestowałem. Ja jednak potrafiłem oderwać się od niej w połowie czytanego zdania, wbić wzrok w ścianę (przydałoby się ją wreszcie pomalować) i cofnąć się do jakiegoś tkwiącego w moich wspomnieniach fragmentu „Przeprawy”. Przyznaję, że to niesamowite i w moim przypadku nieczęsto spotykane uczucie, kiedy jakieś niepozorne akapity zakorzeniają się w głowie na tyle skutecznie, by następnie w najmniej oczekiwanym momencie przypomnieć o sobie z bezlitosną stanowczością. Rozbłyskają na horyzoncie literackich doznań, a ja zapatrzony w dal nie dostrzegam tego, co pod nogami. Z premedytacją użyję frazesu, ale ta powieść ma to COŚ. Coś dzikiego, niepokojącego i dojrzałego – chyba nie potrafię bardziej skonkretyzować odczuć.

Trochę przykra sprawa po raz kolejny streszczać fabularnie McCarthy’ego, bo już tradycyjnie nie ma za bardzo czego streszczać. Machnijmy jednak na to ręką, bo na plaster nam nużące opisy fabuły. „Przeprawa” zaczyna się niepozornie, niepozornie przebiega i będąc solidarną do cna – niepozornie się kończy. Jednak tym, co stanowi o całym jej uroku, to momenty, a raczej powinienem napisać MOMENTY, które fundują czytelnikowi doznania podobne do tych, które towarzyszą przy zahaczeniu małym palcem u stopy o futrynę drzwi, albo mebel – bywa zaskakująco boleśnie. Doprawdy, McCarthy jak nikt inny potrafi prowadzić narrację, pieczołowicie celebrować najdrobniejsze czynności, które wykonują bohaterowie, odnaleźć z codzienności poetyzm chwili i opisać to w sposób pozbawiony wad. Każdy najdrobniejszy przedmiot ma u Cormaca swoje przemyślane miejsce, każdy detal jest ważny, każdy ruch postaci naturalny. Dialogi – dla jednych banalne i prostackie, dla innych ludzkie i prawdziwe w swojej prostocie, stanowiące niezwykły kontrast dla kwiecistych opisów przyrody i wydarzeń. Znów dałem się porwać opowieści i nie mam wątpliwości, że znów mi mało.

Wspomniane MOMENTY – to właśnie one tak uparcie wracają do mnie, nie zważając na upływający czas od lektury. Pierwsze spotkanie Billy’ego z waderą i kipiący od adrenaliny opis pętania, oraz rozwijająca się fascynacja chłopca zwierzęciem – obserwowanie jej gestów, zachowania, pracujących mięśni, ścięgien, czujnych oczu i błyskawicznie reagujących na każdy dźwięk uszu. Rodzące się między myśliwym i ofiarą, nie boję się użyć tego określenia, uczucie. A towarzystwo wilczycy dostarczy nam jeszcze wielu niezapomnianych chwil, gwarantuję.
Albo odbijanie dziewczyny z plugawych, bandyckich dłoni. Klasycznie – na polanie, po zmierzchu, przy ognisku, z wzajemnym wyczekiwaniem obu stron na pierwszy ruch, z nerwami napiętymi jak cięciwa łuku – piękna sceneria, niekoniecznie piękne wydarzenia, ale McCarthy jest w tym mistrzowski. Równie sugestywnie przebiega cała braterska wyprawa Boyda i Billy’ego do Meksyku, skąpa w dialogi, bogata w nieporozumienia i obfitująca w szereg burzliwych momentów, których nie zabraknie aż do ostatnich stron. Gdyby tego było mało, to dorzucę z pamięci pewnego ślepca, który raczy Billy’ego strawą, dachem nad głową i nieprawdopodobną opowieścią przy blasku świecy. Mógłbym tak jeszcze trochę, ale z obawy przed zdradzeniem szczegółów muszę bardzo uogólniać i spłaszczać wątki, a to ani mnie nie satysfakcjonuje, ani nie oddaje pełni wrażeń.

Nie nauczyli cię w tym Meksyku dobrych manier.
Nie, chyba nie. Nauczyli mnie wielu rzeczy, ale nie manier.*

Jestem poruszony. Nigdy nie oczekiwałem, że tak niepozorna powieść tak brutalnie wedrze się w moją pamięć i poczucie piękna. Trudno mi wskazać jakiekolwiek wady „Przeprawy” – wydaje mi się ona kompletną, pozbawioną skaz historią i osobiście stawiam ją jedynie nieco niżej od „Krwawego południka”, a to dla mnie znaczy naprawdę wiele. Mnogość i bogactwo wątków, ich intensywność, brutalność rzeczywistości, uchwytny klimat Dzikiego Zachodu, czy też ostatnia, desperacka wyprawa Billy’ego do Meksyku po nie-powiem-co… Jejku, ta książka jest wypełniona po brzegi tym, czego szukam w literaturze. Owacja na stojąco.

* Cormac McCarthy, „Przeprawa”, tłum. Jędrzej Polak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, str. 241

11 uwag do wpisu “Przeprawa – Cormac McCarthy

  1. koval pisze:

    Tak trochę z innej beczki Sodoma i Gomora w nowym wydaniu mają świetną i przyciągającą okładkę *-*

  2. koval pisze:

    Zapomniałem jeszcze zapytać czy tą ‚trylogią’ to jest tak że kontynuowane są losy tych samych bohaterów czy raczej taka luźno powiązana ‚trylogia’?

    1. Po dwóch pierwszych tomach wygląda na to, że raczej jest to luźno powiązana trylogia, którą łączy oględnie mówiąc pogranicze USA i Meksyku. Co prawda nie czytałem jeszcze „Sodomy i Gomory”, ale gdzieś spotkałem się z informacją, że łączy ona w pewien sposób „Rącze konie” i „Przeprawę”. Nie chcę pisać w jaki, bo nie wiem, czy nie zdradzę w ten sposób zbyt wiele. Na mój rozum wygląda to tak, że zarówno „Rącze konie” jak i „Przeprawę” można czytać w dowolnej kolejności, a nawet jako odrębne powieści, natomiast „Sodomę i Gomorę” należy czytać wyłącznie na końcu i mając za sobą lekturę dwóch wcześniejszych tomów. Trochę strzelam, ale po bardziej szczegółowe informację musisz uderzać gdzieś indziej, bo choć mam zamiar sięgnąć po zwieńczenie trylogii, to nastąpi to najwcześniej za kilka miesięcy.

        1. Anonim pisze:

          Dla mnie jest jasne, że chcesz stworzyć z Mlekiem związek partnerski, a biedny McCarthy myśli że to nim się interesujesz. I to właśnie zagwozdka, czy powiedzieć mu z mety, czy studzić kontakty w nadziei że sam się skapnie?:P

Dodaj komentarz