Trzej muszkieterowie – Aleksander Dumas

trzej muszkieterowie2Muszkieterowie to taka profesja, która kojarzy się z galanterią, honorem, odwagą i obowiązkowo dostojnym wąsem, koniecznie i przy każdej okazji podkręcanym. Trochę dżentelmen o nienagannych manierach, ale trąć takiego przypadkiem w tramwajowym tłoku, albo w kolejce do mięsnego, to od razu dobywa szpady i aranżuje pojedynek na śmierć i życie. Nieważne, że potrąciłeś niechcący, bo tłok, a tramwajem zarzuciło – muszkieter tylko wtedy odzyska własną godność, jeśli przedziurawi szpadą agresora. Nic dziwnego, że fach wyginął. W ogóle jak tak czytałem tę powieść to z każdą chwilą coraz bardziej przekonywałem się, że ci muszkieterowie to musieli być w dużym stopniu upośledzeni umysłowo. Pewnie, że byli przystojni i skutecznie kręcili szpadami, ale poza tym zupełnie nie ogarniali jak działa funkcjonowanie w społeczeństwie. Nie wspominając już o tym, że mieli problem, by dłużej wytrwać w jakimkolwiek postanowieniu. Ale do pastwienia się nad tymi dzbanami jeszcze wrócę, bo to miał być tylko wstęp, gdzie nie powinienem być zbyt brutalny. Łagodnie więc zapraszam do dalszej lektury.

O czym są Trzej muszkieterowie chyba nie muszę obszernie tłumaczyć. O muszkieterach: Atosie, Portosie i Aramisie, trzech. Jednak głównym bohaterem jest D’Artagnan, młodzik przybywający do Paryża, by muszkieterem zostać. D’Artagnan ma pod ręką wszystkie cechy, które są niezbędne do zaistnienia w wymarzonym zawodzie: jest zapalczywy, nieustraszony, zuchwały, kłótliwy i oczywiście kochliwy. Chociaż zauważyłem, że nawet sam Dumas najwyraźniej nie mógł się zdecydować co do osobowości D’Artagnana i raz jest on porywczy, by za chwilę bez większego powodu stać się roztropnym, bo w ten sposób lepiej się kleił wątek fabularny. Chyba że jego porywczość polegała na tym, że czasami szarpnął się na bycie roztropnym. Sprytnie wymyślone, ale nadal brzmi podejrzanie.

W każdym razie D’Artagnan jest nowy w mieście, a z jego zespołem nadpobudliwości potrzeba mu zaledwie jednego dnia, by wyzwać na pojedynek Atosa, Portosa i Aramisa. Każdego z osobna i każdego na inną godzinę, ale ponieważ ci są jak trójnóg, więc na miejscu spotkania stawiają się razem. Dochodzi do dyskusji pełnej wyrazów oburzenia i zaskoczenia, aż zza rogu wyłania się oddział gwardzistów kardynała Richelieu, a że królewscy muszkieterowie mają z nimi na pieńku, to szybko pozwalają się sprowokować i już szpady idą w ruch. D’Artagnan staje po stronie Atosa, Portosa i Aramisa, razem spuszczają gwardzistom łomot, potem dochodzi jeszcze do konfrontacji przed obliczem króla i kardynała, gdzie chłopaki tłumaczą się ze swojej łobuzerskiej postawy i wysuwają argumenty na poziomie przedszkolaków (bo oni się zaczęli!; wcale nie, bo właśnie, że oni!), ale czego innego po takich matołach oczekiwać. Koniec końców, wspólna bójka sprawia, że D’Artagnan dołącza do przyjacielskiej paczki Atosa, Portosa i Aramisa.

Muszkieterowie tytanami umysłu nie są, więc dziwnym nie jest, że zwykle klepią biedę, bo najwyraźniej z żołnierskiego żołdu trudno wyżyć. Szukają więc bogatych kobiet, które mogliby w sobie rozkochać, a te zadbają o utrzymanie swoich pupilków. Bo która by nie chciała z muszkieterem, nawet pomimo faktu, że szpadą nie sposób dawać klapsów jak płazem miecza. Zresztą to były czasy wątpliwej moralności, gdy mężczyzna bez wstydu mógł przyjmować drogocenne podarki od ukochanej, więc chłopy korzystali na potęgę. W przerwach między miłosnymi umizgami muszkieterowie zwykle kręcą się po mieście, nie wiedząc co ze sobą zrobić, od czasu do czasu otrzymują jakieś bardziej wymagające zadanie w rodzaju wyprawy z tajemną misją, gdzie w swoim stylu popisują się nielogicznymi ruchami i pozbawionymi sensu decyzjami. Spieszą się i zostawiają za sobą Portosa, by potem na niego czekać, choć nadal są w pośpiechu. Łatwo pozwalają się prowokować, co jedynie opóźnia ich podróż. A D’Artagnan powróciwszy już z misji niezbyt troszczy się o nieznany los kamratów pozostawionych w niebezpieczeństwie na trasie, bo ma dzisiaj randkę. Nie ma rzeczy ważniejszej, niż wieczorna schadzka z białogłową.

Historia miłosnych podbojów D’Artagnana to w ogóle materiał na osobny akapit. Jako pierwsza w oko wpada mu Konstancja Bonacieux, małżonka kramarza. Cechą charakterystyczną pani Bonacieux jest to, że często pozwala się porywać. Bez kitu – ktoś stale jest przekonany, że warto tę niewiastę uprowadzić. Ledwo D’Artagnan raz ją oswobodzi, za kilka dni znów ktoś mu ją drapnie i uwięzi. Młodzik wzdycha więc i szuka jej znowu, ale że bieżące uczucia muszą znaleźć jakieś ujście, to w międzyczasie smali on cholewki do niejakiej Milady. Odwiedza ją, wyznaje uczucia, a chwilowo zapomniana i nieszczęsna pani Bonacieux jest nadal w takim samym stopniu porwana. Nie będę w tym miejscu głębiej wchodził z zawiłości wątku miłosnego D’Artagnan – Milady, bo ten będzie miał silne przełożenie na rozwój fabuły i nie zamierzam zdradzać zbyt wiele. Wypada jedynie wspomnieć w ramach ciekawostki, że D’Artagnan podczas swoich wizyt u Milady nie potrafił oprzeć się urokom jej pokojówki. Trzy kobiety jednocześnie, a co! No, bracie, chyba nie oczekiwałeś, że to się dobrze skończy?

trzej muszkieterowie1Ja rozumiem, że Trzej muszkieterowie to przygodowy klasyk i naprawdę czyta się to dość przyjemnie, nie przeczę. Wiadomo, że pełno tutaj literackiej pompy i ceremonii, mnóstwo obszernych przemów i monologów, a jeszcze więcej dźwięków krzyżowanych szpad. Wszyscy są dystyngowani, wszyscy kochają mocno i bezgranicznie, a książę Buckingham ma nawet w sypiali kapliczkę na cześć Anny Austriaczki (to urocze, ale zarazem trochę niepokojące i przyprawiające o gęsią skórkę). Jednocześnie w powieści nie brakuje naiwnych fragmentów, zresztą cała historia jest dość naiwna, a tytułowi muszkieterowie chwilami jawią się jak banda nieudaczników życiowych. Wystarczy popatrzeć jak sobie poradzili, gdy zostali na jakiś czas pozostawieni sami sobie – jeden zabarykadował się w piwnicy z winem, drugi w pokoju pisząc miłosne listy, a trzeci w efekcie miłosnego zawodu nawrócił się na Boga. Uniesieni honorem przehandlowali, przegrali w karty bądź zjedli własne konie. Sacrebleu, no debile, no. Jest tego więcej, o paru ekscesach już wcześniej wspomniałem, a z im większego dystansu na minione wydarzenia patrzę, tym większe mam wątpliwości co do lotności muszkieterskich umysłów i ich fałszywego poczucia dumy, honoru oraz moralności. Już podczas lektury mnie to trochę deprymowało (nawet biorąc pod uwagę leciwość powieści), bo wielokrotnie musiałem oderwać wzrok od książki, by móc z poczucia zażenowania przewrócić oczami.

Aby nieco przełamać tę gorycz dodam, że zakończenie historii było satysfakcjonujące. Obawiałem się, że będzie gorzej. To co dostałem, było być może odrobinę zbyt naiwnie podane i uderzało teatralnością, ale taki już urok całej powieści. Natomiast doceniam sam zamysł, który choć nie poraża oryginalnością, to jest wystarczająco charakterny i zapadający w pamięć. Po latach nie pamiętam zakończeń wszystkich przeczytanych książek, ale akurat Trzech muszkieterów raczej nie zapomnę.

PS w obliczu licznych zasług należy wymienić imiona dzielnych służących, którzy niestrudzenie wspomagali swoich niedorozwiniętych panów muszkieterów, a historia często o nich zapomina. Grimaud, Mousqueton, Bazin i Planchet – bez was panowie te przygłupy z wąsami nic by nie osiągnęli. Salut!

PS2 mój egzemplarz Trzech muszkieterów (w dwóch tomach) zawdzięczam niezawodnemu Bibliomikołajowi. Również salut.

10 uwag do wpisu “Trzej muszkieterowie – Aleksander Dumas

    1. Wiesz, być może w jakimś stopniu z tego wynika pewien problem, bo z pewnością nie był to przekład Błońskich. Tak naprawdę trudno powiedzieć czyj to był przekład, bo nikt się do tego tłumaczenia za bardzo przyznać nie chce. Poważnie. Jest jedynie informacja o tym, że wydanie (Somix, Bydgoszcz 1990) „poprawiła i opracowała Anna Pawłowicz”, a to raczej nie to samo, co zrobienie tłumaczenia. Pocieszam się, że w powieści nie raził mnie jakoś szczególnie poziom przekładu, lecz zachowanie bohaterów i odrobinę zbyt wysokie stężenie naiwności w ich codziennych perypetiach. A tego lepsze tłumaczenie nie naprawi.
      Być może jestem już za stary na pierwszy zachwyt muszkieterami, ale samą lekturę oceniam na przyjemną, nawet odrobinę rozrywkową.

      1. Borys pisze:

        Poziom przekładu nie uratuje oczywiście fabuły, ale jeśli oryginał był napisany eleganckim językiem, a tłumacz go zgrabnie oddał – to styl przynajmniej odwróci naszą uwagę. Dwa lata temu czytałem „Annę Kareninę” w jakimś starym, anonimowym przekładzie, wymęczyłem się strasznie przy tej lekturze, ale potem doszedłem do wniosku, że przecież ta słynna tołstojewszczyzna musi w gruncie rzeczy brzmieć lepiej.

    1. Pewnie Cię zaskoczę, ale nie pamiętam, żebym oglądał. A nawet jeśli, to dawno i za małolata, ale też nie mam pewności. Więc uznajmy, że nie oglądałem. I co teraz? ;)

  1. Karmena pisze:

    Ach, trylogia o muszkieterach to jedne z moich ukochanych książek :) W ogóle bardzo polecam kolejne części.
    A z komentarzem się zgadzam, właśnie zabrałam się za ponowne czytanie po latach, a tam Atos bijący służącego, jeśli ten ośmieli się czasem odezwać :/ I to co zrobił Atos Milady, było straszne – odkrył piętno na jej ramieniu i powiesił… bez rozmowy, bez próby dowiedzenia się, co się stało. Kto wie, może gdyby nie to, Milady pozostałaby przez całe życie przykładną i oddaną żoną Atosa?
    Muszkieterowie to wredne głupki, ale i tak miło się o nich czyta. A ich wszystkich w naiwności i głupocie i tak przebije Raul, syn Atosa, którego zresztą też mimo wszystko lubię.

Dodaj komentarz