Sokół maltański – Dashiell Hammett

sokol-maltaskiTak. Ja również nie mam pojęcia czym jest to coś na okładce mojego egzemplarza Sokoła maltańskiego. Przed lekturą żyłem jeszcze nadzieją, że w jej trakcie ta tajemnica się wyjaśni, ale nie – nic z tego. Nie chcę też zgadywać, bo natura moich skojarzeń jest raczej bez związku z tematyką powieści, choć pytanie „co chciał nam przekazać autor tej ilustracji?” będzie mi towarzyszyć każdorazowo, gdy ją ujrzę. Mógłbym w tym miejscu dodać parę oklepanych, ale celnych uwag o ocenianiu książki po okładce, ale mi się nie chce. W zamian napiszę, że Hammett według wielu źródeł wiedzy uznawany jest za ojca czarnego kryminału – gatunku być może szerzej znanego jako noir. Czym w zasadzie jest noir? Tego rodzaju powieść powinna charakteryzować się przede wszystkim mocnym fatalizmem (łącznie z klasyczną femme fatale) i brakiem jednoznacznie określonych postaci. W sensie, że nikt tu nie jest do końca dobry, ani zły, a przynajmniej nikt z postaci pierwszoplanowych. Na kreacji bohaterów i bohaterek zasadza się siła gatunku, bo to od nich wywodzi się cały cynizm oraz gorycz przedstawionej historii. To dzięki ich wątpliwej moralności tempo wydarzeń jest odpowiednie, a dialogi cięte. Noir to tak naprawdę cały zespół cech, ale chyba udało mi się wymienić te najważniejsze. Jednakże byłoby wskazane, by główny bohater był przy okazji prywatnym detektywem działającym w latach 40. ubiegłego wieku, koniecznie nosił kapelusz, jednego papierosa odpalał drugim i siedział w swoim zadymionym biurze oczekując na kolejne zlecenie. W tle leciałby jakiś jazzowy kawałek. Wtedy w drzwiach (takich koniecznie z szybą z mlecznego szkła) staje elegancka, ponętna kobieta i drżącym głosem prosi go o pomoc. Noir jak w mordę strzelił!

I właśnie tak w skrócie prezentuje się początek Sokoła maltańskiego, bo do biura prywatnych detektywów Sama Spade’a i Milesa Archera przybywa panna Wonderly ze swoim niewinnym zleceniem. Panowie pożerają kobietę wzrokiem i chętnie podejmują się zadania, które rzecz jasna z czasem okaże się już nie do końca tak niewinne. Mógłbym streścić nieco dalszy rozwój wypadków, ale tego nie zrobię i już wyjaśniam dlaczego (tym razem nie będzie to z powodu mojego lenistwa). Otóż praktycznie od startu powieści wydarzenia wkręcają się na wysokie obroty i ani się obejrzymy, a już gnamy wartkim nurtem akcji. Największy wkład mają w to następujące po sobie liczne zwroty sytuacji, może niekoniecznie od razu łamiące dotychczasowy układ powieściowych sił, ale wystarczająco zaskakujące, by otrzymać czytelnika przy lekturze. By dalej streścić fabułę i przy okazji nie zanudzić nikogo musiałbym niektóre twisty nakreślić (np. czym jest tytułowy sokół), a tego robić nie chcę. Bo choć fabuła Sokoła maltańskiego nie jest może największym dokonaniem w dziedzinie intryg kryminalnych, to jest poprowadzona nadzwyczaj sprawnie. Nikt się tutaj nie ociąga, nikt nie przedłuża, 100% przyjemności z czytania i podążania za rozwojem wydarzeń. Znów musicie mi uwierzyć na słowo.

– Sam – powiedziała – jesteś czasami najbardziej godnym pogardy mężczyzną na świecie.*

A Sokoła maltańskiego warto przeczytać choćby dla samego Sama Spade’a, bo to postać wielokrotnie przytaczana nawet we współczesnej kulturze, zaraz obok Philipa Marlowe’a z powieści Chandlera (co ciekawe, w obie role swego czasu wcielał się Humphrey Bogart). Hammett przy kreacji Spade’a doskonale złamał konwencję krystalicznie czystego detektywa. Spade jest realistą i cynikiem – jego ulubionym zajęciem jest skręcanie kolejnych szlug oraz łaszenie się na pieniądze, czy też na piękne kobiety. Albo to i to, tak byłoby najlepiej. Jest święcie przekonany o swoim sprycie, trochę nonszalancki, trochę bezczelny, przez co zyskuje wrogów nie tylko wśród oprychów (bo tego wymaga zawód), ale także pośród policji oraz prokuratury. Zwykle opanowany i zachowujący spokój nawet w największym niebezpieczeństwie, a jeśli wybucha i reaguje gwałtownie to tylko wtedy, gdy może na tym coś zyskać. Na co dzień dżentelmen, ale nie odmówi sobie dania w twarz kobiecie, bo w końcu to czarny kryminał, gdzie nie ma jednoznacznie dobrych postaci, a nie jakieś kino familijne. Ponadczasowość Spade’a jest w pełni zrozumiała, tak samo jak stawianie go za wzór, a fakt, że poświęciłem mu cały akapit jedynie udowadnia, jak świetnie napisana jest ta postać.

Co tu jeszcze mamy, oprócz zwinnej fabuły i pełnokrwistego protagonisty? Jest parę kobiet, ale podobnie jak w przypadku mężczyzn, nie przynoszą one swojej płci wielkiej chwały. To pozorantki, zwykle tak samo piękne, co kłamliwe na potęgę. Uległe i zależne od mężczyzny wyłącznie wtedy, gdy czują w tym zysk. Gdzieś już wspominałem o femme fatale? No właśnie.
Są też świetne dialogi – gwałtowne, pełne manipulacji i lawirowania między faktami. Budzące nieufność w czytelniku, ale przez to fascynujące. Relacjom między postaciami również nie sposób czegokolwiek zarzucić. Często okazują się one nie tym, na co początkowo wyglądały, a przyglądanie się im i śledzenie ich rozwoju to czysta przyjemność. To wszystko co powyżej wymieniłem daje już solidną podstawę dla udanej powieści i mając takie zalety doprawdy nie sposób już znacząco zepsuć dzieła. Hammett niczego nie zepsuł i w pełni wywiązał się z moich oczekiwań względem klasyki czarnego kryminału. Sokół maltański posiada wszystkie elementy niezbędne dla przyjemnego czytadła, ale jestem przekonany, że takie określenie byłoby krzywdzącym niedomówieniem, więc szybko je skreślę.

Tak na marginesie: pod wpływem lektury skusiłem się nawet i obejrzałem ekranizację Sokoła maltańskiego z 1941 roku, a przecież żaden ze mnie koneser kina, by oglądać takie skamieliny. I nawet nie żałuję. Niech to będzie dodatkową rekomendacją.

* Dashiell Hammett, Sokół maltański, tłum. Wacław Niepokólczycki, wyd. Iskry, Warszawa 1988, str. 193

2 uwagi do wpisu “Sokół maltański – Dashiell Hammett

  1. natanna pisze:

    „Sokoła maltańskiego” znam i nie znam / bo to było dawno temu, z filmu, który oglądałam dla Humphrey’a Bogarta.
    O książce już nieraz myślałam jak ją widziałam gdzieś w antykwariacie – może kiedyś jednak ja sobie nabędę, by przeczytać.

  2. Tomekk pisze:

    Mam dokładnie taki sam egzemplarz, okładka mniej brzydka, bo zużyta czytaniem… Ale „plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi”, bo masz rację – warto. A dla kogoś, kto interesuje się czarnym kryminałem – pozycja obowiązkowa

Dodaj komentarz